top of page
  • Zdjęcie autoraDorota Szparaga

Relacja Główny Szlak Beskidzki: Ropki - Wiata pod Świerzowem (Dzień 21)

Dystans ok. 34 km (Total 812km)


Dziś spałam w namiocie na łąkach. Pobudka dzisiaj wcześniej, bo o g. 3. Szybko się zbieram, jem batona i ruszam, bo tego dnia umówiłam się z Arturem. Poznaliśmy się gdy szłam w przeciwnym kierunku. Z jego pomocą udało mi się wysuszyć moje buty i dostałam różowe klapeczki, które super się sprawdzają, bo dają mi możliwość wietrzenia stóp, gdy mam przemoczone buty. Do spotkania mam do pokonania ok. 8 km. Umówiliśmy się o g. 6 na Kozim Żebrze. Artur dziś idzie do pracy na g. 7, więc nie mogę się spóźnić. Od razu mocny start. Zaczyna się rozjaśniać przed wschodem słońca. Jest cicho, jest pięknie.


Na Kozie żebro docieram punktualnie. Na górze dostaję pyszną kawę, więc jestem przeszczęśliwa. Po chwili odpoczynku szybko schodzimy w kierunku Regetowa, mój kolejny cel to baza namiotowa. Tam też czeka na Artura zaparkowany samochód. Bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać.


Ten szlak, to doświadczenie GSB w tak trudnych warunkach ciągłych opadów sprawiło, że poznałam dużo cudownych ludzi i spotkałam się z taką bezinteresowną pomocą i życzliwością. To wszystko sprawia, że pomimo iż idę bez wsparcia to jednak mam ogromne wsparcie od moich aniołów szlaku. To bardzo budujące, że w ludziach jest tyle życzliwości. To daje mi dużo energii. Z Arturem widzieliśmy się 45 minut o porze dość kuriozalnej dla normalnego człowieka, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy się nie spotkali. Dostałam jeszcze racę stadionową i petardy. Nigdy takich rzeczy nie używałam i mam nadzieje, że tutaj też nie będę musiała ich użyć.


Na bazie w Regetowie szykuję sobie porządne śniadanie. Korzystam z tego, że mam nieograniczony dostęp do wody. Rozwieszam swoje rzeczy, żeby je wysuszyć. Szczególnie namiot jest mocno zawilgocony po noclegu na łąkach. Spędzam tutaj poro czasu. W między czasie przychodzą 2 ulewy, w tym jedna burza. Na szczęście mam się gdzie schować. Pada i pada. Już muszę ruszać, dlatego zakładam spodnie, które pożyczył mi Kuba i żółtą pelerynkę i ruszam. Po kilku minutach deszcz przestaje padać, wychodzi słońce a ja zaczynam się gotować, wiem zrzucam z siebie deszczowe zabezpieczenia i ruszam dalej na Rotundę. Gdy wchodzę na szczyt jest pięknie, cudne niebo. Robię kilka zdjęć i ruszam dalej. Tu spotykam biegaczy z Tych, którzy biegną GSB. Znają moją stronę. Chwilę rozmawiamy. Dzielimy się doświadczeniami ze szlaku, szczególnie tymi dotyczącymi ilości błota i stanu szlaku. Po czym rozchodzimy się w swoje strony.

Dziś pogoda jest ładna, ale jest bardzo duszno. W powietrzu czuć burzę. Schodzę w kierunku Zdyni, następie wbijam na Popowe Wierchy. Po dość ostrym podejściu błotnistym lasem i łąkami schodzę do Krzywej. Następnie czeka mnie nieprzyjemny odcinek leśno-łąkowy, gdzie jest makabryczne błoto. Dodatkowo 3 razy trzeba się przeprawić przez potok. Najsensowniej byłoby zdjąć buty, natomiast nie mam już na to siły, więc staram się przejść po kamieniach. Nie da się przejść suchą nogą. Ten odcinek robię dość wolno, bo ciągle muszę uważać żeby nie zapaść się w błocie. Na szczęście później wychodzę na utwardzoną szutrówkę prowadzącą do Wołowca, więc idzie mi się dużo lepiej.

Gdy doszłam do Wołowca to w powietrzu wisiała już burza. Wieś była opustoszała. Po drodze zaszłam do Chaty u Kasi, gdzie miałam swój depozyt. Serdecznie polecam, tuż przy szlaku. Bardzo dobrze tu gotują i karmią. Plan był taki, że biorę depozyt i ruszam. Jednak gdy dotarłam rozpętała się burza. Zdecydowałam się ja przeczekać, skoro byłam w bezpiecznym miejscu pod dachem. Burza trwała około godzinę. Intensywnie lało. W między czasie dotarł jeszcze Rafał Szaleniec, który robi szlak od Wołosatego. Porozmawialiśmy sobie o tym co się dzieje na szlaku. Siedzieliśmy na werandzie z Kasą i jej synem i Rafałem. Burza się skończyła, ale nadal lało. To taki trudny moment gdy jesteś pod dachem i musisz ruszyć a na zewnątrz leje. Odziałam się w mój nowy zestaw przeciwdeszczowy i ruszyłam. Spodnie od Kuby są trochę za duże, ale dają radę. Kasia spojrzała na mnie z troską i spytała, czy na pewno musze iść. Stwierdziłam, że jednak muszę.


W Beskidzie Niskim jest teraz bardzo dużo błota. Glina nasiąkła i trzeba uważać żeby nie stracic butów. Odcinek w okolicach Bartnego zdecydowałam się pójść obejściem, które było opisane w przewodniku. Jednak skręciłam w złą stronę i wpakowałam się w takie błoto, że nikomu tego nie życzę. Zapadałam się po łydki. Szybko się zorientowałam, że źle i idę i zawróciłam, ale ta walka w błocie kosztowała mnie dużo czasu i energii.


Po drodze spotkałam ekipę około 20 facetów z plecakami. Ciekawe co trenowali, ale nie pytałam. Przyjemnym podejściem wchodzę na Magurę Wątkowską. Nieopodal jest przyjemne źródełko, które jest tez zaznaczone na mapie. Ja natomiast idą w przeciwną stronę go nie zauważyłam. Drogę wskazuje niebieska tabliczka. Trochę poniżej jest taka rura z której można sobie nabrać wody. Doszłam tylko do przełęczy pod Świerzowem. Chciałam pójść dalej, ale ponieważ tej nocy miała być burza i silny, a tu była stabilna wiata, w której mogłam się rozbić zostałam. Później na szlaku też są wiaty, ale ta ma tę zaletę, że nie jest umiejscowiona w środku lasu, ale na polanie. W burzę jest po prostu bezpieczniej. W nocy nie słyszałam burzy. Natomiast bardzo mocno wiało. Z tego co słyszałam nawiedziło mnie w nocy jakieś zwierzę, ale na szczęście nie wchodziło do wiaty. Wydawało dziwne dźwięki. To jest ta przewaga namiotu, bo nie tylko chroni, przed wiatrem i deszcze, ale też jest taką trochę granicą dla zwierząt. W moim odczuciu śpi się wtedy bardziej komfortowo.


Dzisiejsze tempo marszu musiałam dostosować do „warunków panujących na drodze”. Rytm dzisiejszego dnia wyznaczała burza. Na szczęście obie mogłam przeczekać w bezpiecznych miejscach. Wiem już teraz, że zmieszczenie się w 23 dniach jest niemożliwe. Wiem też, że chce dojść tam, gdzie założyłam. Z jednej strony już niedaleko, z drugie z tego co mówili koledzy szlaki są w bardzo kiepskim stanie.





50 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page