top of page
  • Zdjęcie autoraDorota Szparaga

Relacja Główny Szlak Beskidzki: Przechyba - Turbacz (Dzień 9)

Dystans ok. 43 km (Total 335 km)

Dzisiejszą noc spędziłam nieopodal wieży nadajnikowej na Przehybie. Tam najmniej było słychać imprezę w schronisku. Dzień rozpoczynam pobudką o g. 4.30 z nadzieją, że tego dnia czeka mnie ładna pogoda. Niestety jest pochmurno i nic nie widać. Standardowy zestaw śniadaniowy kaszka plus kawa. Moje poranne paliwo. Ruszam o g. 6 w mgle, która mocno ogranicza widoczność. Pada lekki deszczyk. Niestety znów oznaczenie szlaku nie jest takie oczywiste i trochę się pokręciłam nim znalazłam drogę. Spotykam po trasie kilka osób. Maćka z Czechowic oraz Elę i Tomka z Krosna, którzy mnie rozpoznają i wiedzą jaki jest mój plan i co ja tutaj robię. Rozmawiamy chwilę i idę dalej. Widzę już Krościenko.


W planie miałam przemknąć przez Krościenko w moim mocno ubłoconym uniformie, ale moim oczom ukazał się wielki napis LODY i nie mogłam się powstrzymać. Zamówiłam sobie porcję i kawę z ekspresu. Musiałam chwilę poczekać, ponieważ obsługująca mnie kelnerka, dopiero się uczyła, co zaskutkowało tym, ze ustawiła się za mną spora kolejka. Po tej nieplanowanej przerwie ruszyłam na Lubań, gdzie łatwy, momentami lekko błotnisty lub kamienisty szlak, prowadził mnie na szczyt. Cały czas idę lasem w mgle-znajomy mi widok. Mijam bazę namiotową SKPB Kraków. Liczyłam, że znajdę tam wodę, ale niestety się nie udało. Spotkałam parę spod Krakowa, która zadała mi wiele pytań o logistykę i przebieg mojego wjazdu. Z boku naszej rozmowie przysłuchiwała się inna para, a ja pożądliwie przyglądałam się ich termosom z herbatą. W końcu nie wytrzymałam i spytałam czy by mnie nie poczęstowali. Dostałam porządny kubek gorącej herbaty i jeszcze zapas wody, czekoladę i batona. Trochę się poczułam, jak turystka-żebraczka. Oni już kończyli a mi sprawili wielką frajdę tymi upominkami. Bardzo dziękuję. Z wieży widokowej na Lubaniu nie skorzystałam, bo zobaczyłabym tylko mgłę.

Ruszyłam dalej leśną autostradą najpierw na Runek, a potem na Przełęcz Knurowską. Przede mną podejście na Turbacz. Spotkałam też dzisiaj jeszcze jedną parę robiącą GSB- Magdę i Piotrka. Po chwili rozmowy ruszyliśmy swoje strony.


Dziś zdecydowanie się lepiej czuję i idzie mi się lepiej. Myślę, że to za sprawą większe ilości snu, bo spałam w sumie 6,5h. Stopy mnie prawie nie bolą. Trochę awanturują się pięty, ale moje zbiegi ze szczytów z plecakiem im nie służą, ale jest jeszcze znośnie. Otarć mam trochę, ale stosunkowo niewiele. Pęcherzy na razie brak. Podsumowując stopy na razie współpracują, pomimo bardzo trudnych początków. Z wieczornym bólem mięśni też sobie radzę rolowaniem i maścią końską. Brak mi niestety apetytu. Staram się coś tam jeść w moim okienku jedzeniowym, ale najczęściej wciskam coś na siłę. Wiem, ze muszę, żeby mieć paliwo. Często się zmuszam.

Plan był taki, żeby nocować pod Turbaczem, ale wcześniej ok. 1 km przed znalazłam chatkę, obok której zdecydowałam się zanocować. Chatka nie jest otwarta, ale jest zadaszenie i obok źródełko, więc postanowiłam tutaj zostać. Gdy podchodziłam na Turbacz zaczęło padać. Tutaj przynajmniej chroni mnie daszek.


28 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page