Dystans ok. 37 km (Total 420 km)
Po wczorajszym intensywnym dniu zastanawiałam się jak minie mi noc, czy nie będę się budziła w nocy z bólu. Tak się często dzieje po dłuższych dystansach. O dziwo nie bolało, więc dziś obudziłam się w dobrej formie. Wstałam ok. 4.30. Pogoda niestety się zmieniła i znów powróciła dobrze mi znana mżawka. Dziś bez kaszki, za to bułeczki z suszonym tuńczykiem. Ruszyłam.
Na podejściu spotkałam dziewczynę, która również robi GSB. Policę zdobyłyśmy razem. Dla mnie było to pozytywne, bo dzięki temu szłam umiarkowanym tempem a nie cisnęłam mocno, co mi się często zdarza. Mogłam się fajnie rozgrzać przed całodniową wędrówką. Alicja, z którą szłam jest przewodnikiem beskidzkim z Krakowa, więc poznałam dzisiaj kolejną górską znajomą. Po zdobyciu szczytu porobiłyśmy trochę zdjęć i się rozstałyśmy. Postanowiłam przyspieszyć, bo czekała na mnie dzisiaj Królowa Beskidów. Ruszyłam na podejście z przełęczy Krowiarki o g. 9.36. Szczyt udało mi się zdobyć o g. 11.30. Turystów bardzo niewielu. Niestety nie mogłam się rozkoszować widokami, bo otaczał mnie mój pakiet standardowy: mgła i deszcz. Może wracając będę miała więcej szczęścia. Na szczycie spędziłam tylko chwilę, bo na tej wysokości przy tak paskudnej pogodzie i wietrze po prostu nie da się dłużej ustać. Ubrałam się szybko i zaczęłam schodzić w kierunku schroniska na Markowych Szczawinach. Po raz pierwszy zdecydowałam się na posiłek w schronisku, ponieważ następny depozyt mam dopiero w Węgierskiej Górce. Schronisko zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażanie. Zarówno budynek, jak przemiła obsługa. Po obiedzie wjechał serniczek. Cywilizacja zdecydowanie mi nie służy na takich wyjazdach. Po tym krótkim posiłku tak się rozleniwiłam, że w ogóle nie chciało mi się iść. W między czasie zaczepił mnie Marek z Kielc, który też robi GSB. Rozpoznał mnie i chwilę porozmawialiśmy.
Bardzo lubię rejon Babiej Góry, bo mam z nim związanych wiele wspomnień. Spędziłam tu kiedyś noc kupały, czekając na wschód słońca. Przygotowywałam też na temat tego miejsca referat, gdy brałam udział w kursie przewodników beskidzkich organizowanym przez Studencki Klub Górski. Trenowałam tutaj do biegów ultra jednego dnia zdobywając Babią Górę z 3 różnych miejsc. Też mam duży respekt to tej góry, bo przy kiepskiej pogodzie bywa niebezpieczna.
Po tym jak się zasiedziałam w schronisku trochę ciężko było mi wejść w rytm. Przepięknie wyglądała zieleń wokół Babiej Góry, te paprocie. Szczególnie na odcinku od schroniska do zielonego szlaku. Mam wrażenie, że dużo osób rozpoczęło GSB z Ustronia w weekend i ruch na tym odcinku, był jak na Marszałkowskiej. GSBowicze mijają mnie w dużych ilościach.
Na trasie czeka mnie kilka podejść. Dochodzę do bazy Głuchaczki i muszę powiedzieć, że dość mocno zaskoczył mnie kontakt, który znajduje się w wiacie na bazie. Mogłam się podładować w środku lasu. Niesamowite! Końcówka trasy mi się bardzo dłużyła. Wszędzie jest mgła, przez co las jest dość mroczny i tajemniczy, ale też po kilku godzinach wędrówki bez żadnych widoków lekko monotonny. Na przełęczy Glinne nie chciało mi się szukać szlaku, więc podeszłam do samochodu Służby Celnej i poprosiłam, żeby mnie pokierowali. Trafiłam na bardzo sympatyczną parę, która udzieliła mi wszystkich informacji. Okazało się, że pani wie kim jestem i to było dla mnie ogromne zaskoczenie.
Ten dzień uważam za udany, bo choć początkowo zakładałam, że dojdę do Hali Miziowej to zostałam na przełęczy Glinne. Liczne podejścia dzisiejszego dnia znacznie mnie spowolniły. Dziś zrobiłam prawie 2000 przewyższenia. Dziś zasnę w moim namiocie snem sprawiedliwych.
Comments