Dystans ok. 36 km (total 141,2km)
Tej nocy nie spalam zbyt dobrze. Budził mnie ból mięśni, który starałam się zredukować maścią końską. O g. 4.00 wyrwał mnie ze snu dźwięk budzika. Wychylam głowę z namiotu a wkoło mnie mgła, jak rozlane mleko. To mój czwarty dzień wędrówki. Pierwszy w Beskidzie Niskim. Tak, Bieszczady są już za mną.
Po tych kilku dniach wędrówki głowa jest już oczyszczona z myśli dnia codziennego. Nareszcie czuję tę ogromną radość, że tu jestem. Nie wstaję od razu. Nierozważnie wczoraj nie zjadłam kolacji i organizm potrzebuje chwilę, żeby odpalić. Tego dnia jem wykwintne śniadanie: jajecznicę liofilizowaną, tortille z kozim serem i gazpacho. I najważniejsze: KAWA. Po takim zastrzyku energii pakuję plecak w namiocie, bo na zewnątrz lekko mży. Przed wyruszeniem jeszcze lekko rolluję nogi. To mi pomaga zredukować sztywność mięśni. Świadomie odwlekam decyzję o założeniu butów.
Ruszam ok. 6.45 idąc przez „połoniny” Beskidu Niskiego. Tu na pewno muszą być piękne widoki, które mam nadzieję zobaczyć, gdy będę wracać. Dziś za duża mgła. Na zejściu zaliczam 2 metrowy zjazd. Upadłam i zjechałam na pelerynie przeciwdeszczowej. Gdzieś niedaleko są dziki. Słyszę je, ale nie spotykam. U stóp Tokarni mijam Chatę w Przybyszowie. Podejście na Tokarnie pokonuję połowę na nogach a połowę na czworaka. Jest dość stromo i bardzo ślisko. Staram się wciągać na kijkach. Na szczęście po zdobyciu szczytu jest już łatwiej, bo idę grzbietem. Teraz wchodzę do lasu, gdzie pasmem Bukowicy dojdę w okolice Puław. Las w tej mgle wygląda jak kraina z bajki. Spotykam parę, która również robi GSB.
Odcinek już do samych Puław prowadzi mnie po bardzo błotnistej drodze. Muszę uważać, bo błoto jest bardzo rzadkie. Jeden nieprzemyślany krok i wpadam po kostki.
Pomiędzy Puławami a Wisłoczkiem idę asfaltową drogą pomiędzy górami. Jest cicho i niesamowicie. Dziś jestem bardzo zdyscyplinowana jeżeli chodzi o jedzenie. Uczę się na błędach i nadrabiam jedzeniowo dzień wczorajszy. Mam dzięki temu dużo więcej energii. Asfalt lekko wykończył moje stopy, dlatego w Wisłoczku konieczna jest przerwa serwisowa stóp. Dodatkowo uzupełniam wodę. Baza w Wisłoczku to bardzo przyjemne miejsce, aż chciałoby się tam zostać. Odpoczywam i idę dalej. Przede mną znów prosty, ale też bardzo błotnisty odcinek do Rymanowa Zdroju. Potem szybkie przejście do Iwonicza Zdroju. Tempo mam dobre, bo ścieżka jest utwardzona, więc nie spowalnia mnie błoto.
Iwonicz bez kuracjuszy w sanatoriach jest bardzo opustoszały. Mój dzisiejszy nocleg jest obok
Agroturystyka "Za Lasem". Czeka na mnie tu depozyt z jedzeniem, który wcześniej wysłałam. Bardzo mili gospodarze proponują mi nocleg. Pozostaję wierna mojemu namiotowi, ale z przyjemnością korzystam z możliwości ciepłego prysznica. Najbardziej ubłocone rzeczy piorę jednak na zewnątrz. Znów spotykam kolegów robiących GSB, gawędzimy w trójkę. Ale się dobraliśmy: Zima, Mróz i Szparaga. Najedzona idę spać o g. 23.
W związku z tym, że mój czas jest bardzo ograniczony i zwyczajnie oszczędzam baterie w telefonie to nie odpisuję na wasze komentarze i wiadomości, ale obiecuję nadrobić wszystko po powrocie. Zależy mi, żeby codziennie przesyłać Wam relację, dlatego pomaga mi koleżanka. Czasem robię jej zdjęcie notatek z trasy, czasem nagrywam, czasem dzwonię i przekazuję w rozmowie. Cieszę się, że tu zaglądacie. Takie wsparcie bardzo pomaga. Dziękuję.
Comments