Dystans ok. 47 km (Total 382 km)
Wstałam dziś o g. 4. Było dość zimno, bo spałam na wysokości ponad 1200 m n.p.m., więc chłodek był odczuwalny. Na śniadanie standardowo kaszka, choć musze uczciwie przyznać, że choć bardzo pożywna powoli zaczyna mi brzydnąć.
Luksusem było to, że miałam bardzo blisko wodę. Ze wszystkich miejsc noclegowych, które do tej pory miała to chyba podobało mi się najbardziej. Najbardziej w moim stylu. Przestrzeń, woda blisko- wszystko czego teraz trzeba mi do szczęścia. Ruszyłam ok. 6 po chwili zdobywając Turbacz. Później już tylko zejście w kierunku Rabki Zdrój. Już nad samą Rabką patrzę a tu obok pasą się 3 kozły luzem. Zaczęłam zastanawiać się co one tam robią i czy nie ruszą zaraz w moją stronę. Za chwilę pojawiły się kolejne. Na szczęście zza krzaków wyłonił się ich pasterz, więc trochę mnie to uspokoiło. Szlak był praktycznie pusty, dopiero schodząc do cywilizacji spotkałam pojedyncze osoby.
Pozytywnie zaskoczyło mnie oznakowanie szlaku na tym odcinku. Bez problemu wiedziałam gdzie iść. Zrobiłam zakupy spożywcze w sklepie Adaś, z niezwykle wysokimi cenami. Nie chciałam tracić czasu na szukanie innego. Standardowo sok, banan i kilka drobiazgów.
Odcinek za Rabka prowadzi do trasy, Zakopianki. Tam czekała na mnie niespodzianka. Na drogę wyszedł mi pan Leszek Piekło z serwisem do kawy (przywiózł kawiarkę i zrobił mi kawę w swoim samochodzie). Wypiłam świeżo parzoną, aromatyczną kawę. Do tego miła rozmowa. Dostałam zastrzyk takiej pozytywnej energii, która tego dnia mi się przydała, bo czekało mnie jeszcze ok. 30km.
Po pożegnaniu się z Leszkiem i przejściu trasy S7 po chwili marszu ukazały mi się przepiękne widoki. Na łąkach szlak jest kiepsko oznaczony, więc musiałam szczególnie uważać, aby znów się nie pogubić. Zza płotu oszczekuja mnie jakieś psy. Na szczęście dzieli nas ogrodzenie.
kolejna niespodzianka tego dnia. Idę sobie przez Jordanów. Podjeżdża do mnie na rowerze nieznany mi chłopak i mówi, że czekał tu na mnie. Okazało się, że Kuba śledzi tę stronę i stwierdził, że podjedzie do mnie na trasę. Idziemy razem przez Jordanów, tzn. ja idę a Kuba jedzie. Rozmawiamy, co ciekawe wcale nie o GSB i górach, ale np. o śnie polifazowym. Kuba towarzyszy mi aż do podejścia na Cupel. Dzięki naszej rozmowie łatwo znoszę odcinek szlaku po asfalcie. Jest też moim przewodnikiem, więc też nie muszę skupiać się, aby nie zgubić szlaku.
Za Bystra Podhalańską, po pożegnaniu z Kuba, na zakończenie dnia, czekało mnie jeszcze mocne podejście pod Cupel. Pogoda się poprawiła, więc szło mi się bardzo przyjemnie. Końcówkę do Hali Krupowej nawet biegłam, bo widziałam, że szykuje się rewelacyjny zachód słońca. A ja przez te wszystkie opady i mgły jestem strasznie wygłodniała pięknych, górskich widoków. Rzuciłam plecak przy drogowskazie i pobiegłam na taki pagórek skąd obserwowałam niesamowity zachód słońca. Później poszłam do schroniska. Rozbiłam namiot obok i wzięłam gorący prysznic. Cudowne uczucie po tak intensywnym dniu.
Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia, bo udało mi się go zrealizować w 100% i jeszcze na koniec jako bonus obejrzałam przepiękny zachód słońca. Też drogę mi dzisiaj umiliło spotkanie z Leszkiem i z Kubą. Super dzień!
Comments