Dystans ok. 35 km (Total 897km)
Dziś spałam w agroturystyce w Iwoniczu Zdroju, gdzie wczoraj w nocy cudnie zaopiekowała się mną Marta. Dziś rano posiedziałyśmy jeszcze chwilę przy wspólnej kawie i ruszyłam dopiero o godz. 7.
Szybko pokonuję fragment łączący Iwonicz z Rymanowem. Kieruję się w stronę Wisłoczka, ale najpierw mijam ruiny dawnej wsi Wołtuszowa. Miejsce bardzo charakterystyczne, o stoją tam drewniane rzeźby. Szlak jest błotnisty, ale to normalne i miejscami jest słabo oznaczony, ale drogę znam. Chciałabym kiedyś zanocować na bazie w Wisłoczku, ale dobrze, że tu nie wypadał wczoraj mój nocleg, bo teraz jest tu zaparkowanych około 20 samochodów. Trudno mi by było odespać.
Za Wisłoczkiem droga jest dość monotonna i prowadzi asfaltem. Słońce praży. Jest duszno i parno. W Puławach decyduję się do wejście do restauracji Amadeus Ośrodek Narciarski Kiczera - Puławy.
Wchodzę tam z pewnym niepokojem, czy mnie przyjmą, bo jestem cała ubłocona a tam się kręcą elegancko ubrani ludzie. Okazało się, że jest tam przyjęcie komunijne. Pracownicy jednak zapraszają mnie do środka i dostaję pyszny obiad: zupę, drugie danie, kawę i na deser ciasto. Zostałam bardzo miło obsłużona, jedzenie mi bardzo smakowało a było w przystępnej cenie a w gratisie dostałam ciasto. Bardzo polecam. Rozmawiam z właścicielem. Mają też agroturystykę Salamander, więc też można skorzystać. Początek dnia miałam dość słaby, czułam, że jestem dość słaba. Po takim obiedzie dostałam zastrzyk energii.
Na podejściu mija mnie rowerzysta z Rymanowa zdroju. Wymieniamy się pozdrowieniami i ruszamy w swoje strony. Podziwiam widoki. Obok pasą się krowy. Nagle zaczyna taki drobniutki deszczyk. Myślę sobie, że super, bo przynajmniej trochę ochłodzi. Nagle widzę rowerzystę szybko zjeżdżającego w dół i krowy zaczęły się chować pod drzewa. Coś jest na rzeczy. Zatrzymuję się i zakładam swój zestaw przeciwdeszczowy. Nim wchodzę w las rozpętuje się nawałnica. Nie mam za bardzo gdzie się schować, więc idę dalej. Do Puław nie opłaca mi się wracać, więc idę przed siebie. Z każdym krokiem jest coraz gorzej. Deszcz przybiera na sile, zaczyna się burza, do tego dochodzi wiatr i grad.
Pamiętam, że niedługo będzie taka wiatka z kominkiem, jednak jest to kila kilometrów przede mną. Docieram do niej na zakończenie nawałnicy. Jestem już nieźle przemoczona i przewiana przez ten wiatr. Stwierdziłam, że chwile odpocznę, przebiorę się i ruszę dalej. W momencie, gdy chcę wychodzić przychodzi druga nawałnica. Jeszcze bardziej konkretna, bo silniej wieje i grzmoty są dużo głośniejsze. Decyduję się tu przeczekać burzę. Rozkładam namiot i wyjmuję śpiwór, bo musze się ogrzać. Dość mocno się wychłodziłam. Dzwoni Jakub i informuje mnie, że burze przeszły. Zbieram swoje rzeczy i ruszam przed siebie. Pogoda zmienia się o 180 stopni. Robi się przepięknie, słonecznie i ciepło. Nad łąkami unoszą się mgły. Idę w kierunku Tokarni. Gdy szłam w tamtą stronę wszędzie były mgły, więc nic nie widziałam. Teraz pogoda jest idealna, więc rozkoszuje się widokami. Na Tokarni siadam i podziwiam.
Nie spieszy mi się. Przez te dwie burze mój pierwotny plan, żeby dojść za Komańczę jest nierealny, więc chociaż cieszę oko tym co mnie otacza. Ciekawi mnie też chata w Przybyszowie, bo od kilku osób słyszałam dobre opinie o tym miejscu. Przestałam już stresować się walką z czasem. Nie na wszystko mam wpływ. Przyjmuję to co jest i do tego dostosowuję swój plan. Jutro idę dalej.
Comments