Trasa: Siekierczyna – Limanowa – Miejska Góra – Sałasz – Dziedzic – Kłodne – Skrzętla Rojówka – Jaworz – Laskowa - Rozdziele
Dystans: 49 km
Wystartowałam o g. 6:25 tuż przed wschodem słońca. Na początek zdobywam jedną z wysp - Kuklacz. Potem nieco mniej atrakcyjna część – asfalt do Limanowej. Po drodze jest niesamowity cmentarz wojskowy z czasów I wojny Światowej. Podchodzę dość sprawnie pod Miejską Górę królującą nad Limanową. Jest tu kaplica, w której odbywają się msze. Ostatni raz jak tu byłam w wakacje weszłam właśnie w środek takiej mszy. Podziwiam widoki. To jest idealne miejsce na wschód i zachód słońca. Potem kieruje się na Łysą Górę, skąd docieram do wyciągu narciarskiego.
Z tego miejsca rozpościerają się widoki na jesienne wyspy. W dół prowadzą eleganckie schodki. Następnie niebieskim szlakiem docieram na Sałasz. Potem obieram kierunek na Kłodne. Szlak prowadzi lasem a potem wychodzi na małą przełączkę. Po drodze napotykam stare zabudowania – resztki życia, które tu kiedyś było. Szlak z szerokiej wyraźnej drogi skręca w las, w którym jest przewaga buków, czyli zalany wszystkimi odcieniami żółci i pomarańczy o tej porze roku. Drzewa płoną od jesiennych kolorów.
Schodzę do sieci jarów, żeby potem wyjść na drogę asfaltową, która tak jakby wije się w dolinie. Wzdłuż drogi są pojedyncze domy, z których czasem wyskakują psy. Mam towarzystwo. To co mnie zachwyca to te śliczne zadbane domy. Przy każdym są kwiaty i krzewy, wykoszony trawniczek.
W Kłodnym szlak zmienia się na żołty. „Żółtym lasem” podchodzę do Skrzętli Rojówki, gdzie jest kaplica i dwa gospodarstwa oraz kolejna wyspa do zdobycia Chełm. Witają mnie tutaj trzy barany, które zamiast uciekać chcą się zaprzyjaźnić. Nadchodzi moja ulubiona pora dnia 2-3h przed zachodem słońca. Jest ciepło, wieje wiaterek, miękkie światło a ja sobie truchtam na Jaworz podziwiają widoki. Nie mogę sobie odmówić wejścia na wieżę. Widoki są przecudowne na trzy strony świata.
Potem kieruje czarnym szlakiem w kierunku Laskowej. Słońce już się obniża. Udaje mi się uchwycić zachód słońca. Noc jest bardzo jasna, bo niebo jest prawie bezchmurne a za plecami mam księżyc. Co jakiś czas się oglądam, bo mam wrażenie, że ktoś na mnie świeci. Czołówki nawet nie wyjmuje, bo lepiej widzę bez.
Do Laskowej docieram już po w ciemności. Decyduje się jeszcze pokonać 3,5 km do Przełęczy Widmo. Droga jest asfaltowa, więc nie powinno być kłopotu ze zgubieniem szlaku. Przez chwilę szlak skręca w las a potem wychodzi na łąki. Tu na chwilę tracę czujność. Zamiast wrócić się do ostatniego znaku postanawiam iść na sagę kierując się na światła domu. I to mnie gubi. Dosłownie na kilkanaście metrów pakuje się w maliny (dosłownie i w przenośni). W końcu się z nich oswobadzam i wychodzę na asfalt. Dalej już idzie gładziutko aż do przełęczy. Tu jestem umówiona z Józkiem.
Okazuje się, że to jest jakieś miejsce spotkań młodzieży. To był bardzo udany dzień. Jestem już trzeci dzień na trasie i mam już prawie 150 km w nogach. O ile wczoraj trochę czułam nogi po niedzielnym dystansie, o tyle dzisiaj już wpadłam w fajny rytm. Niewątpliwie na regenerację i rozluźnienie mięśni wpływa m.in. rolowanie, które robię wieczorem i tuż przed wyjściem.
Aha, rolowanie!
Aha, 3 dnia długich dystansów łapie się rytm!
Z opisu kolorowych lasów wynika, że to październik- około połowy...